Wczoraj odwiedził nas w kopalni nasz opiekun-górnik, pan Ludomir. Poopowiadał nam o różnych zagrożeniach, reakcji wnętrza na pogodę na zewnątrz, wpływie wiatru i deszczu na taką podziemną trasę. Poinstruował jak się zachować w różnych sytuacjach nieprzewidywalnych… Podzielił olbrzymim doświadczeniem. Pokazał jak się mierzy przepływ i skład powietrza przyrządem (drogim) i łatwiej dostępnym sprzętem – kadzidełkiem, gdzie obserwuje się kierunek dymku.
Pan Ludomir opowiedział też nam dużo o szybie wentylacyjnym i jego zasadzie działania i co zrobić, żeby działał jeszcze lepiej i żeby w sztolni było więcej tlenu.
Wcześniej biorąc grupy do piętnastu osób kierowałam się regulaminem i wygodą turysty, tak aby końcówka w wąskim korytarzu też mogła słyszeć, co mówię, dzieci brałam na przód, bo chciałam, żeby więcej zobaczyły… okazuje się, że więcej niż 15 osób naraz, to mniej tlenu dla tych ostatnich w grupie, dzieci i niższe osoby z przodu, to więcej tlenu dla ostatnich. Owszem tlenu jest dość, żeby przeszło te 20-25 osób, ale nie chodzi o sprawdzanie granic organizmu, tylko o zdrowe i bezpieczne zwiedzanie atrakcji .
Wewnątrz pokazał, na co zwrócić szczególną uwagę sprawdzając stan obudowy i ogólnie sztolni, po czym poznać, że stempel należy wymienić i po czym poznać, że kawałek ściany trzeba zerwać (czasem oderwanie kawalątka ściany jest potrzebne – nie jest dewastacją, tylko zapobieganiem wypadkowi – luźny okruszek skalny mógłby komuś na nogę spaść). Na szczęście takich obkruszeń robi się malutko – raz na kilka miesięcy i zrobi to specjalista, tak aby nie popsuć kopalni
Otrzymałam odpowiedzi na wiele pytań, które pojawiły się w mojej głowie podczas oprowadzania. Moi drodzy, przewodnicy też czegoś nie wiedzą i zastanawiają się jak to działa… może nawet częściej niż inni. Moich przewodników szkolę w tym, żeby na pytania, na które nie znają odpowiedzi odpowiadali „nie wiem” i nie wymyślali historii na nowo. Sama to stosuję, coraz rzadziej, bo dużo czytam, ale niejeden usłyszał u mnie ten zwrot.
Rozmarzyliśmy się nad efektami specjalnym na czas zwiedzania… na pewno nie chcę ich za dużo wprowadzać, bo najważniejszy jest charakter tego miejsca, świadomość dotykania historii własną ręką, poczucie, że ktoś tu bardzo ciężko pracował, tracił zdrowie i życie… ale coś drobnego prędzej czy później się pojawi… hologram pracującego górnika, czy makieta, to już pytanie drugorzędne.
W odpowiednim momencie uruchomione urządzenie elektroniczne emitujące hałas spadających kamieni. może kiedyś po namyśle pojawi się szklany ekran, połączony z projektorem, który imituje pękającą pod naporem wody tamę i zalewanie wyrobiska… to ciekawe, ale też kosztowne „zabawki” elektroniczne i ich pojawienie się uzależniam od głębokiego przemyślenia, czy nie popsuje to tego miejsca. Co do elektroniki, to na pewno chcę mieć nagrane oprowadzanie w języku czeskim, angielskim i niemieckim, żeby turysta obcojęzyczny dostał słuchawki i poznał piękną historię tego miejsca, nawet jeśli trafi na przewodnika, który nie mówi w znanym turyście języku.